Anielice z bakłażanowych łąk…
Anielice z bakłażanowych łąk
Kobieca dusza i tkwiące w niej piękno, tajemnica, zmysłowość są głównym tematem twórczości Sylwii Kalinowskiej, malarki z Janowa Podlaskiego. Emocjonalne portrety, określane mianem „anielic”, powstają na płótnie ale także na deskach pochodzących z rozbiórki starych nadbużańskich domostw.
– Daję im w ten sposób drugie życie – mówi artystka, spoglądając na ustawione w kącie pracowni sękate dechy i bale. Wyłonią się z nich inspirowane secesją istoty, które pokornie wpasują się w meandry drewna naznaczonego upływem czasu, a zarazem zdominują jego strukturę, tak, że oglądającemu trudno będzie rozpoznać, gdzie kończy się wpływ natury i pracy cieśli, a zaczyna ingerencja artystyczna. Oprócz farb, Sylwia Kalinowska używa do wykończenia swoich dzieł zaskakujących dodatków, jak rozmaite zaprawy, kleje, złote płatki, gwoździe czy koronki. Niektóre kobiety przypominają rzeźby, a ich trójwymiarowe twarze zmieniają swój wyraz w zależności od kąta patrzenia odbiorcy. Jakie naprawdę są? „Kobieto, boski diable!”, pisał Adam Mickiewicz, zanim cenzor zmienił te słowa na „puchu marny”, i
takie właśnie – nie odkryte do końca, anielskie a niekiedy demoniczne – mają być w zamiarze artystycznym janowianki.
Zaczęła je malować, aby zrozumieć własne emocje, gdy znalazła się w trudnym momencie życia. Portrety rzadko przedstawiają konkretne osoby, raczej starają się uchwycić pewien aspekt kobiecości, stan lub proces wewnętrzny, co zwykle wymaga od artystki stworzenia cyklu prac. Taki sposób dyskretnego zwierzania się światu z własnych przeżyć za pomocą sztuki sprawił, że kolekcjonerzy obrazów Sylwii Kalinowskiej często wybierają portret, z którym sami utożsamiają się emocjonalnie. Wszystkie oblicza „anielic” wywodzą się od wrażliwej dziewczynki, która, odkąd pamięta, nosiła ze sobą wszędzie ołówek oraz kawałek kartki, i rysowała. Najchętniej otaczającą ją przyrodę. Sylwia dorastała w bezpośrednim sąsiedztwie słynnej Stadniny Koni w Janowie Podlaskim. Początkowo w jej twórczości przeważały motywy koni, ale choć nadal lubi je malować, okazały się tylko jedną z odskoczni, podobnie jak monstrualne ważki niczym z
poezji Leśmiana czy impresje z okolicznych łąk. – Kolory kwitnącej nadbużańskiej łąki to fiolety, bakłażany, żółcie – zauważa. – O wiele częściej niż chabry i maki.
Długie trawy i zioła, kołysane wiatrem znad Bugu, maluje widziane od dołu, z perspektywy kogoś, kto zanurzył się w ich kojącym aromacie i nasłuchuje dźwięków łąki. Zna to uczucie. Wakacje spędzała na wsi, i dziś stojąc przy sztalugach, przypomina sobie, jak rozmyślała leżąc w trawie i czując się tak dobrze i bezpiecznie, jak tylko może czuć się szczęśliwe dziecko. Ekspresyjne, wielkoformatowe prace Sylwii Kalinowskiej, gdzie kłosy traw są niemal wyrzeźbione w grubej warstwie farby i pochylają się nad patrzącym, dają nam złudzenie, że oto znaleźliśmy się w środku jednej z takich dzikich łąk.
Choć marzyła o malarstwie, wybrała rozsądne studia biologiczne. Jednak nie przepracowała w zawodzie ani jednego dnia, a największą radość podczas nauki na tym kierunku dawały jej… prywatne lekcje malarstwa i rysunku u profesorów z uczelni artystycznej oraz udział w plenerach. Kiedy siedemnaście lat temu, będąc już młodą mamą po urodzeniu pierwszej z dwóch córek, zaprezentowała swoje obrazy na stoisku podczas aukcji koni arabskich, otrzymała propozycję zorganizowania wystawy jej prac. Pojawiało się coraz więcej zaproszeń i amatorskie hobby przekształciło się w profesjonalne zajęcie, a w uporządkowaniu wiedzy o historii sztuki i tajnikach warsztatu pomogło skończenie dwóch kierunków artystycznych. Dopiero wtedy postawiła wszystko na jedną kartę, kolorową jak jej dusza. Została pełnoetatową artystką. Pięć kilometrów dzieli stumetrową pracownię na poddaszu od brzegu rzeki Bug. Choć malarka wyprowadziła się do Białej Podlaskiej, wciąż najbardziej lubi tworzyć w rodzinnym domu. Inspirację czerpie także z podróży. Dubaj, Stany Zjednoczone czy Finlandia wnoszą
nowe elementy do jej stylu.
– Uwielbiam podróżować, ale najbardziej kocham wracać na południowe Podlasie. Chciałam zdecydować się na Wrocław lub Warszawę jako miejsce stałego zamieszkania, ale po jakimś czasie czegoś mi tam brakowało. Zrozumiałam, że trzeba wsłuchać się w siebie i zobaczyć, gdzie jest nam najlepiej. Wprawdzie tu na wschodzie trudniej przebić się ze swoją twórczością do szerszego kręgu odbiorców, mamy o wiele mniej galerii, i to przeważnie nie są galerie komercyjne. Ale z drugiej strony jako artyści regionalni jesteśmy unikatowi, kojarzeni z danym miejscem i jego historią. Tworzymy z nią całość. Sylwia Kalinowska – tworzy w rodzinnym Janowie Podlaskim, gdzie zaczynała naukę malarstwa pod okiem nauczyciela plastyki ze szkoły podstawowej, Arkadiusza Markiewicza (ojca piosenkarki Małgorzaty). Absolwentka historii sztuki Collegium Civitas w Warszawie oraz wydziału artystycznego – grafiki na Uniwersytecie Marii Curie Skłodowskiej w
Lublinie. Uczestniczka i organizatorka plenerów malarskich. Jej prace były eksponowane na wystawach zbiorowych oraz indywidualnych w Polsce i za granicą, doczekały się również publikacji w formie teki „Sylwia Kalinowska. Konie… anielice i nadbużańskie łąki”
Ewa Bagłaj
Kraina Bugu